sobota, 18 lutego 2012

Rozdział 15.

Wracaliśmy do domu rozmawiając. 
- Wiesz, aż tak najgorzej to nie tańczysz. - stwierdziłam przywołując w myślach sytuacje sprzed kilkunastu minut.
- Jestem Bogiem parkietu, a Ty jeszcze narzekasz. - powiedział przy okazji okręcając się na środku ulicy. 
- Chodź tu. - zaśmiałam ciągnąć go za rękę, by szedł normalnie chodnikiem i tak już ludzie na nas dziwnie patrzyli. Nie często widzi się dwójkę nastolatków do połowy mokrych, przy okazji zachowujących się jak po zażyciu jakiegoś mocniejszego środka. Miałam zamiar iść się przebrać, niestety nie dostałam pozwolenia ze strony szanownego pana Malika. Siłą zaciągnął mnie pod dom Brian`a. Tak jak się spodziewałam, po przekroczeniu progu zaczęły się śmiechy. Staliśmy po środku salonu nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Okey. Mam pytanie. - powiedział Lou podchodząc do nas. - Co on z Tobą zrobił!? - krzyknął. Zaśmiałam się tylko. Fakt, jeszcze przy żadnym chłopaku się tak nie zachowywałam. Ba! Przy nikim się tak nie zachowywałam. 
- Zmieniasz moją Marchewcię! Jak możesz! - wydurniał się dalej Lou. 
- Dobra skończ przedstawienie. - zaśmiał się Zayn uwalniając się z uścisku Tomlinson`a. - Idziemy się przebrać. - dodał ciągnąc mnie na górę.
- Pożyczę Twoją koszulkę! - zdążyłam jeszcze krzyknąć zanim czarnowłosy wciągnął mnie na piętro.
- Masz pięć minut. - powiedział i zniknął za drzwiami swojego tymczasowego pokoju. Weszłam do pokoju Lou. 
- Co za bałagan. - powiedziałam do siebie oglądając pokój. On nigdy nie mógł utrzymać porządku. Bałam się otworzyć szafę, nie wiedziałam czego się spodziewać. Wybrałam jedną z jego koszulek w paski i mogłam wychodzić. Stałam na korytarzu czekając na chłopaka. W drzwiach pojawił się Zayn z niebieską koszulką w ręce.
- Wiem, że miało być pięć minut, ale jej szukałem. - powiedział pokazując na ciuch. Przyjrzałam mu się. Bez górnej części garderoby wyglądał, Pociągająco? No na pewno jest na co popatrzeć. Chyba zauważył, że mu się przyglądam. Uśmiechnął się i przebrani zeszliśmy na dół. Wszyscy siedzieli tak jak poprzednio, tylko Louis kręcił się po pokoju. 
- No, w końcu. Muszę z wami porozmawiać.- zaczął dość poważnie jak na niego. - Jeśli już macie zamiar tak często razem wchodzić na górze, nie mniemam do jednego pokoju to weźcie CISZEJ!.
- Zabiję Cię! - wydarłam się. Zaczęłam gonić tego zjadacza marchewek po całym domu. - Uduszę, poćwiartuję i zakopię w ogrodzie! - krzyczałam goniąc go dalej, a ten się tylko cieszył.
- Mówiłem, że ją to zdenerwuje. - powiedział chowając się za Liam`em.
- Odsuń się kochany, bo jeszcze Ty oberwiesz. - zwróciłam się do Liam`a. Posłuchał mnie i odsunął się kawałek, a ja wykorzystując sytuacje rzuciłam się na zadowolonego Lou.
- No i co teraz? - spytałam wiedząc, że już wygrałam.
- Jak dla mnie to nic. - powiedział podkładając ręce pod głowę. 
- Kara musi być. - stwierdziłam. - Ile masz jeszcze marchewek? 
- Tylko nie marchewki! - zrzucił mnie na podłogę i pobiegł do kuchni. Zaśmiałam się tylko siadając obok Niall`a. Zaczął dzwonić mój telefon, który obecnie podnosił z ziemi Zayn.
- Lukas. - powiedział podając mi go. Ucieszyłam się, strasznie się za nim stęskniłam.
- Stęskniłam się. - powiedziałam na wstępie odbierając telefon.
- O tak, ja też. - zaśmiał się.
- I jak tam z ciocią? - spytałam. Martwiłam się, wiedziałam, że jest mu ciężko.
- Bez zmian. Nawet nie wiem ile jej zostało. - posmutniał.
- Przykro mi. Na prawdę. - nie lubiłam go w takim stanie. Chłopak zawsze tryskający energią teraz jest przygaszony. 
- Wiem Natuś. I wiem, też to, że przydałabyś mi się tutaj. Muszę się komuś wyżalić. 
- No to nie ma sprawy. Jutro już mogę tam być, przecież wiesz.
- No wiem, ale nie trać tak fajnych wakacji z mojego powodu.
- Lukas, przecież wiesz, że jesteś ważniejszy. - powiedziałam szczerze. Mogłabym zostawić to wszystko i lecieć do niego. Zasługiwał na to jak nikt inny.
- Tak samo jak Ty dla mnie. Wymarzona przyjaciółka, nikt nie ma takiego szczęścia jak ja. - zaśmiałam się. 
- Nie przesadzaj. - powiedziałam nieco speszona.
- Nie przesadzam. Przepraszam, ale muszę już kończyć. Jedziemy do cioci. Trzymaj się.
- Chyba ja powinnam to powiedzieć Tobie. Tylko pamiętaj, że jestem do Twojej dyspozycji 24 godziny na dobę. Możesz na mnie liczyć. 
- Wiem, pa.
- Do usłyszenia. - zakończyłam rozmowę i tępo patrzyłam się przez okno.
- Będzie dobrze. Zobaczysz. - powiedziała Claudia głaszcząc mnie po ramieniu.
- Ciekawe dla kogo. - mruknęłam i wstałam. Wszyłam z domu rozmyślając co musi czuć teraz Lukas. Zresztą sama wiedziałam jak w takich chwilach jest źle, przecież straciłam ojca. Droga w moje ulubione miejsce minęła zaskakująco szybko. Może dlatego, że w mojej głowie było pełno myśli o Lukasie. Wyłączyłam telefon i usiadłam pod drzewem niedaleko fontanny. Sama nie wiem ile tam siedziałam, ale robiło się już powoli ciemno. Niechętnie wstałam i kierowałam się w stronę domu. Po drodze mijałam naszą ławkę i o dziwo ktoś na niej siedział.
- Zayn? 
- Boże Nata, wychodzisz, nie odbierasz telefonów. Oni się o Ciebie martwią. - powiedział wstając.  "Oni. To Ty już nie? Fajnie wiedzieć. " - pomyślałam i bez słowa ruszyłam do domu.
"Szkoda, że nie wiesz, jak boli to słowo, w chwili gdy Cię najbardziej potrzebuję."

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział . ;3 . Z niecierpliwością czekam na następny . ; )


    ~Ania.

    OdpowiedzUsuń